niedziela, 29 listopada 2015


Nadchodzący grudzień to miesiąc, roztaczający wokół siebie dwie, dziwne aury. Z jednej strony zbliżające się święta zwiastują dużo radości w rodzinnym gronie, z drugiej strony ostatni miesiąc roku to czas podsumowań i niespełnionych postanowień. W końcu przychodzi taki moment, kiedy pod wpływem tych sprzecznych emocji chcesz na ostatnią chwilę coś zmienić, poprawić lub po prostu wyrzucić z siebie zbędne toksyny, które gromadziły się przez te 365 dni.
Jest na to wiele sposóbów. Ja wypróbowałam jeden z nich. Zapraszam do przeczytania moich wrażeń po trzydniowym, sokowym detoxie.



Kolorowe smoothies to hit ostatnich kilku lat. Na początku dostępne głównie w knajpach lub kawiarniach. Od niedawna blendery i sokowirówki dołączają do obowiązkowego sprzętu kuchennego w wielu, polskich domach i coraz więcej osób stawia na robienie, domowych, warzywno-owocowych soków.
Podobnie było w moim przypadku, kiedy po prawie półrocznej przerwie i wyprowadzce na studia, w końcu postanowiłam zainwestować we własny blender.
Detox sokowy planowałam od kilku tygodni, non stop trafiając na wzmianki na jego temat lub ogłoszenia kateringowe w internecie. W końcu zainspirowana jedną z tego typu stron, spisałam przepisy na soki, zrobiłam zakupy i przeszłam do działania.
Zaczęłam mało profesjonalnie i teraz biję się za to w pierś, ponieważ nie przeprowadziłam żadnego okresu przygotowawczego, tylko od razu rzuciłam się na głęboką wodę. Mój organizm jakoś bardzo z tego powodu nie cierpiał, jednak na pewno byłoby mu o wiele łatwiej.
Moje oczyszczanie trwało trzy dni. W jadłospis wchodziły cztery soki dziennie, wszystkie przygotowywane ze świeżych warzyw i owoców, przeze mnie (przepisy zaczerpnięte ze strony cleanseme.pl).





Nowe rzeczy i nawyki budzą dużo kontrowersji, więc pierwszy dzień, który mógłby wydawać się najcięższy, minął mi pod znakiem wielkiego podekscytowania. Przygotowywanie soków i pierwsze próbowanie ich wprowadziło mnie w niesamowicie dobry humor, buzia cały czas mi się uśmiechała a organizm pracował prawidłowo. Piszcząc wprost, nie wystąpiły żadne zawroty głowy czy nudności. Drugi dzień był neutralny, jakby spożywanie samych soków było całkowicie naturalne. Trzeci, ostatni dzień był najcięższy. I nie mam pojęcia czy było to spowodowane psychicznym zmęczeniem czy po prostu organizm domagał się zwykłego posiłku. Na szczęście dałam radę, pozwalając sobie na miskę zupy.
Jakie są moje wrażenia? Na pewno bardzo pozytywne, choć to wiąże się z tym, że jestem wielką fanką smoothies i mogłabym pić je codziennie, próbując coraz to nowsze kombinacje. Na pewno do detoxu wrócę w styczniu, tuż po świętach i sylwestrze. Tym razem postawię na lepsze planowanie i nie pominę okresu przygotowawczego. Wydaje mi się, że organizm zareagował prawidłowo, choć i tak myślę, że stać go na trochę więcej. Dużym sukcesem jest zwalczenie mojego nawyku picia co najmniej trzech kaw dziennie, ponieważ po detoxie zrezygnowałam z kofeiny prawie na dwa tygodnie. To jest mój mały sukces, choć kawę uwielbiam porównywalnie do soków.
Na koniec podkreślę, że jako autorka, nie jestem żadną profesjonalną dietetyczką, więc proszę o zachowanie dystansu czytając ten tekst. Co nie powstrzymuje mnie od próbowania nowych rzeczy, eksperymentowania i dzielenia się tym z Wami.
Zapraszam, więc do dyskusji. Lubicie soki? Może są wśród Was wielcy fani jak ja? Czy może wolicie nie tracić czasu na tego typu rzeczy? Może znacie ciekawe i pyszne kombinacje na dobre smoothie?
Komentujcie i wpadajcie na instagram! 









1 komentarz :

Dziękuję za komentarze i wyższą, konstruktywną krytykę. To wielka motywacja do dalszego pisania. Jeżeli chcesz żebym zaglądneła na twojego bloga, zostaw adres. Postaram się tam zajrzeć.

Uwaga
Ten blog nie akceptuje nieuzasadnionej nienawiści. Jeżeli masz zamiar popisać się swoim żalem i goryczą to po prostu idź zjedz czekoladę lub popuszczaj bańki mydlane. Zapewniam, że zrobi Ci się o wiele lepiej.

Buziaki!

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka